"Czas, który teraz przeżywamy nie potrzebuje młodych kanapowych,
ale młodych ludzi w butach, najlepiej w butach wyczynowych".



Strach i niepokój, które rodzą się ze świadomości, że wychodząc z domu, człowiek może już nigdy więcej nie zobaczyć swoich bliskich, obawa, że nie będzie się czuł doceniony i kochany, strach, że nie będzie innych szans. Podzielili się z nami tym samym doświadczeniem, jakie było udziałem uczniów, doświadczyli lęku prowadzącego do jedynego miejsca: tam, gdzie są bramy lęku - do zamknięcia. A kiedy strach ukrywa się w zamknięciu, to zawsze idzie w parze ze swoim 'bliźniakiem', paraliżem; poczucie, że jest się sparaliżowanym. To jedno z najgorszych nieszczęść, jakie mogą się przydarzyć w życiu, przeczucie, że w tym świecie, w naszych miastach, w naszych wspólnotach nie ma już przestrzeni, by wzrastać, by marzyć, by tworzyć, by dostrzegać perspektywy, a ostatecznie, by żyć, a zwłaszcza w młodości. Paraliż sprawia, że tracimy smak cieszenia się życiem, przyjaźnią, smak wspólnych marzeń, podążania wraz z innymi. Oddala nas od innych, przeszkadza nam uścisnąć komuś dłoń jak widzieliśmy na przedstawieniu - wszyscy zamknięci, zamknięci za tymi małymi szybkami.

Ale jest też w życiu inny paraliż, jeszcze bardziej niebezpieczny i często trudny do rozpoznania, a jego uznanie sporo nas może kosztować. Lubię nazywać go paraliżem rodzącym się wówczas, gdy mylimy szczęście z kanapą! Tak, sądzimy, że aby być szczęśliwi, potrzebujemy dobrej kanapy. Kanapy, która pomoże nam żyć wygodnie, spokojnie, całkiem bezpiecznie. Kanapa – jak te, które są teraz, nowoczesna, łącznie z masażami usypiającymi – które gwarantują godziny spokoju, żeby nas przenieść w świat gier wideo i spędzania wielu godzin przed komputerem. Kanapa na wszelkie typy bólu i strachu. Taka kanapa sprawiająca, że zostajemy zamknięci w domu, nie trudząc się ani też nie martwiąc. 'Kanapa-szczęście' jest to prawdopodobnie taki cichy paraliż, który może nas zniszczyć najbardziej, a najbardziej młodych. A dlaczego tak się dzieje? Jak to Ojcze jest możliwe? Bo po trochu, nie zdając sobie nawet z tego sprawy, stajemy się ospali, ogłupiali, otumanieni. Przedwczoraj rozmawiałem o młodych, którzy przechodzą na emeryturę w wieku 20 lat. Dzisiaj mówię o młodych uśpionych, właśnie ogłupionych i otumanionych. Podczas gdy inni – może bardziej żywi, ale wcale nie lepsi – decydują o naszej przyszłości. Z pewnością dla wielu łatwiej i korzystniej jest mieć młodych ludzi ogłupiałych i otumanionych, którzy mylą szczęście z kanapą; dla wielu okazuje się to wygodniejsze, niż posiadanie młodych bystrych, pragnących odpowiedzieć na marzenie Boga i na wszystkie aspiracje serca. I was pytam - chcecie być młodymi ospałymi, ogłupiałymi i otumanieni? Chcecie by inni za was decydowali o waszej przyszłości? Chcecie być wolni? Chcecie być przytomni? Chcecie walczyć o waszą przyszłość? Nie widzę żebyście byli zbyt przekonani. Chcecie walczyć o waszą przyszłość?

Prawda jednak jest inna: kochani młodzi, nie przyszliśmy na świat, aby 'wegetować', aby wygodnie spędzić życie, żeby uczynić z życia kanapę, która nas uśpi; przeciwnie, przyszliśmy z innego powodu, aby zostawić ślad, trwały ślad. To bardzo smutne, kiedy przechodzimy przez życie nie pozostawiając śladu. A gdy wybieramy wygodę, myląc szczęście z konsumpcją, wówczas cena, którą płacimy, jest bardzo i to bardzo wysoka: tracimy wolność. Nie jesteśmy wolni, aby pozostawić ślad tracimy wolność i to jest ta cena. I tak wielu ludzi woli, aby młodzi nie byli wolni. Jest tak wielu ludzi, którzy nie życzą im dobrze, którzy chcą, aby byli śpiący, nigdy czuwający, wolni. My musimy bronić naszej wolności, walczyć o nią.

Właśnie tutaj mamy do czynienia z wielkim paraliżem, kiedy zaczynamy myśleć, że szczęście jest synonimem wygody, że być szczęśliwym to iść przez życie w uśpieniu albo narkotycznym odurzeniu, że jedynym sposobem, aby być szczęśliwym jest trwanie jakby w otępieniu. To pewne, że narkotyki szkodzą, ale jest wiele innych narkotyków społecznie akceptowanych, które w ostateczności czynią nas bardzo, albo przynajmniej bardziej zniewolonymi. I jedne i drugie ogałacają nas z naszego największego dobra: z wolności. Odzierają nas z wolności.

Przyjaciele, Jezus jest Panem ryzyka, tego wychodzenia zawsze 'poza'. Jezus nie jest Panem komfortu, bezpieczeństwa ani wygody. Aby naśladować Jezusa, trzeba mieć trochę odwagi, trzeba zdecydować się na zamianę kanapy na parę butów, które pomogą iść po drogach, o jakich wam się nigdy nie śniło, ani nawet o jakich nie myśleliście, po drogach, które mogą otworzyć nowe horyzonty, nadających się do zarażania radością, radością, która rodzi się z miłości Boga, radością, która pozostawia w twoim sercu każdy gest, każdą postawę miłosierdzia. Pójść na ulice naśladując 'szaleństwo' naszego Boga, który uczy nas spotkania Go w głodnym, spragnionym, nagim, chorym, w przyjacielu, który źle skończył, w więźniu, w uchodźcy i w imigrancie, w człowieku bliskim, który jest samotny. Pójść drogami naszego Boga, który zaprasza nas, abyśmy byli politycznymi aktorami, ludźmi myślącymi, społecznymi animatorami. On pobudza nas do myślenia o gospodarce bardziej solidarnej. We wszystkich środowiskach, w jakich jesteście, miłość Boga zachęca nas do niesienia Dobrej Nowiny, czyniąc ze swego życia dar dla Niego i dla innych. To znaczy mieć odwagę, to znaczy być wolnymi.

Możecie mi powiedzieć: Ojcze, ale to nie jest dla wszystkich, to tylko dla wybranych! Owszem, to prawda, a ci wybrani to ci wszyscy, którzy są gotowi dzielić swoje życie z innymi. Podobnie, jak Duch Święty przekształcił serca uczniów w dniu Pięćdziesiątnicy, oni byli też sparaliżowani, tak też uczynił z naszymi przyjaciółmi, którzy dzielili się swoimi świadectwami. Posłużę się twoimi słowami Miguel: mówiłeś nam, że w dniu, kiedy w 'Facenda' powierzono ci odpowiedzialność za pomoc w poprawie funkcjonowania domu, zacząłeś wtedy rozumieć, że Bóg czegoś od ciebie chce. W ten sposób rozpoczęła się transformacja.

To jest tajemnica drodzy przyjaciele i do jej doświadczenia jesteśmy powołani wszyscy. Bóg czegoś od ciebie oczekuje, zrozumieliście - Bóg czegoś od ciebie chce, Bóg czeka na ciebie. Bóg przychodzi, aby złamać nasze zamknięcia, przychodzi, aby otworzyć drzwi naszego życia, naszych wizji, naszych spojrzeń. Bóg przychodzi, aby otworzyć wszystko, co ciebie zamyka. Zaprasza cię, abyś marzył, chce ci pokazać, że świat, w którym jesteś, może być inny. Tak to jest: jeśli nie dasz z siebie tego, co w tobie najlepsze, świat nie będzie inny. To jest wyzwanie.

Czas, który teraz przeżywamy nie potrzebuje młodych kanapowych, ale młodych ludzi w butach, najlepiej w butach wyczynowych. Ten czas akceptuje tylko na boisku graczy czołowych, nie ma tam miejsca dla rezerwowych. Świat dzisiejszy chce od was, abyście byli aktywnymi bohaterami historii, bo życie jest piękne zawsze wtedy, kiedy chcemy je przeżywać, wtedy kiedy, gdy chcemy pozostawić ślad. Historia wymaga dziś od nas, byśmy bronili naszej godności i nie pozwalali, aby inni decydowali o naszej przyszłości. Nie, to my mamy o tym decydować. Wy wybieracie waszą przyszłość. Pan, jak w dniu Pięćdziesiątnicy, chce dokonać jednego z największych cudów, jakiego możemy doświadczyć: sprawić, aby twoje ręce, moje ręce, nasze ręce przekształciły się w znaki pojednania, komunii, tworzenia. On pragnie twoich rąk, aby kontynuować budowanie dzisiejszego świata. Chce go budować z tobą. A ty jak odpowiesz? Co odpowiesz ty? Tak czy nie?

Powiesz mi: Ojcze, ale mam swoje ograniczenia, jestem grzesznikiem, co mogę zrobić? Kiedy Pan nas wzywa, nie myśli o tym, kim jesteśmy, kim byliśmy, co zrobiliśmy lub czego nie zrobiliśmy. Wręcz przeciwnie: w chwili, kiedy nas wzywa, on patrzy na wszystko, na to wszystko co moglibyśmy zrobić, na tę całą miłość, jaką jesteśmy w stanie rozsiewać. On zawsze stawia na przyszłość, na jutro. Jezus kieruje się ku nowym horyzontom, nigdy ku muzeum.

Dlatego, przyjaciele, dzisiaj Jezus zaprasza cię, wzywa cię, byś zostawił swój ślad w życiu, ślad, który naznaczyłby twoją historię i historię tak wielu.

Życie współczesne mówi nam, że bardzo łatwo skupić uwagę na tym, co nas dzieli, na tym, co nas rozłącza jednych od drugich. Chcieliby, byśmy uwierzyli, że zamknąć się w sobie, to najlepszy sposób, by chronić się od tego, co wyrządza nam zło. Dzisiaj my, dorośli, potrzebujemy was, byście nas nauczyli żyć razem w różnorodności, tak jak dzisiaj, w dialogu, w dzieleniu się, wielokulturowości nie jako zagrożenia, lecz jako szansy: wy jesteście możliwością przyszłości, miejcie odwagę nauczyć nas, że jest łatwiej budować mosty, niż wznosić mury! Mamy potrzebę tego się uczyć. A wszyscy razem prosimy, abyście od nas żądali kroczenia drogami braterstwa. Abyście to wy byli naszymi oskarżycielami jeśli my wybierzemy budowanie murów, drogę wrogości, drogę wojny. Budować mosty: wiecie, który jest pierwszy z mostów do zbudowania? Most, który możemy postawić tu i teraz: uścisk dłoni, podać sobie ręce. Odwagi! Zróbcie to teraz, tutaj, ten ludzki most, podajcie sobie ręce, wszyscy. To most podstawowy. To ludzki, wspaniały most. Zawsze istnieje ryzyko żeby powstrzymać rękę, ale trzeba ryzykować. Kto nie ryzykuje nie zwycięża, dlatego podajmy sobie dłonie. To jest ten podstawowy most - uścisnąć dłoń. Dziękuję wam. Oto wielki most braterski. Oby tego budowania uczyli się wielcy ludzie tego świata, oby uczyli się stawiać taki most wielcy ludzie tego świata! Ale nie dla zdjęcia, ale by wciąż budować coraz wspanialsze mosty. Oby ten ludzki most był zaczynem wielu innych; niech on będzie trwałym śladem.

Dzisiaj Jezus, który jest drogą, dla ciebie, dla ciebie, dla wszystkich, wzywa ciebie do pozostawienia swojego trwałego śladu w historii. On, który jest życiem, zachęca ciebie do zostawienia śladu, który wypełni życiem twoją historię, a także dzieje wielu innych ludzi. On, który jest prawdą, zaprasza ciebie do porzucenia dróg izolacji, podziału, bezsensu. Pójdziesz? Czy pójdziesz? Co odpowiedzą teraz - chcę to widzieć - twoje ręce, twoje dłonie - tę prawdę, drogę i życie? Niech Bóg błogosławi wasze marzenia.
 

(Franciszek - Czuwanie ŚDM, Campus Misericoriae - Brzegi, 30.07.2016 /fragment/)